23 stycznia 2008

rozmowa kwalifikacyjna doktoratu

Złożyłem podanie o przyjęcie na studia doktoranckie do Centrum Badań Kosmicznych w Warszawie. W końcu, tu w okolicy znajduje się aż jedno znane mi miejsce, gdzie są etaty specjalisty informacji naukowej. Wszystkie zajęte. Zatem należy szukać pracy w placówkach badawczych. CBK spełnia te kryteria.

Już sama podróż do CBK przypomina mi lot w kosmos. Niemalże wszystkie etapy:
start z dworca (Centralny) przypomina start rakiety kosmicznej (spod ziemi już z rozpędem);
trzeba wyminąć gęsto zasiedlone okolice, gdzie podążają ludzie, chmury (spalin samochodowych), najlepiej mieć 'zielony tunel' (świateł na przejściach dla pieszych);
w pewnym miejscu trzeba 'esować', czyli raptownie zmieniać kierunek ruchu (jest odpowiednio krzywa ulica wyprowadzająca w odpowiednią stronę);
przy wędrówce przez atmosferę zmienia się klimat (park w mieście);
mija się Japonię oraz Malezję (konsulaty);
po dotarciu do bardziej zabudowanego terenu okazuje się, że są to tereny z firmami budowlanymi (a na orbicie konstruowana jest stacja kosmiczna Alfa);
w ostatnim etapie podróży jest wąskie długie przejście, w które należy się wcisnąć (dokowanie do celu wymaga ostrożności).

Widząc innych ubiegających się o miejsce zacząłem podejrzewać, że oni traktują tę rozmowę jak jeden z egzaminów. Pytania skanujące wiedzę. Często takie, których nie było na wykładach. Sam zacząłem podejrzewać, że w związku z danymi, które przekazałem, może paść pytanie o atraktor Lorenza.
Kiedy przyszła moja kolej, było tylko jedno takie podchwytliwe pytanie na myślenie, zresztą w miarę proste po wyobrażeniu sobie sytuacji.
A później, przynajmniej dla mnie, była to zwykła przyjacielska rozmowa o piłce nożnej lub bilardzie, jak siebie widzę w Centrum, do czego mogą się przydać moje kwalifikacje oraz doświadczenie zawodowe, możliwości zakwaterowania w Warszawie, ewentualne problemy.

Nie rozumiem, dlaczego część ludzi po rozmowie miała bardzo szeroki uśmiech, który byłby jeszcze szerszy, ale uszy przeszkadzały. A niektórzy mówili, że byli maglowani.

18 stycznia 2008

Dokumentacja z II filaru

Czasem reakcja na proste sprawy jest bardzo dziwna. Dostałem informacje o składkach z funduszu emerytalnego. Prosta rzecz. A ponieważ jestem kawalerem, został także dołączony formularz używany po zmianie nazwiska, na wypadek jakbym się ożenił i przyjął nazwisko żony.
Zanim przesyłka dotarła w moje ręce, przeszła gruntowną kontrolę rodziny. Oraz miałem awanturę związaną z brakiem (celowym) jakiegoś nowego nazwiska.

Polecenie: wyślij sprostowanie
zmień nazwisko na już używane.

Podobną sytuację już miałem, kiedy dostałem, poprawka - miałem dostać informację, że pracowałem z danymi poufnymi. Nawet nie wiedziałem, o co rodzice, dokładniej tata się awanturuje machając listem poleconym. Treść listu udało się przeczytać dopiero po kilku latach, kiedy został znaleziony na szafie podczas sprzątania.